Pierwszy szczyt przeleciał jak z bicza strzelił. Jak wychodziłem z domu o 3:50 to na dworze było 19 stopni celcjusza. Natomiast po godzinie 6 dość sie ochłodziło i strasznie zaczęło padać. Ci co wyszli z domów bez parasola przemokli do suchej nitki.
Natomiast drugi szczyt to już była męka dla mnie i chyba pasażerów. Wyjechałem z zajezdni i wóz jechał jak by nie chciał. Przejeździłem tak te 4 godziny. Zjechałem na zajezdnię, powiedziałem, mistrzowi zajezdni co i jak. Okazało sie, że coś się popsuło i właściwie ciągnął jeden wóz. Na szczęście hamowanie było OK więc nie miałem żadnych niespodzianek.
Dzionek zleciał dość przyjemnie. Jutro krótki szczycik do 9:34 i koniec. Cały dzień wolny ;D Z okazji posiadania dużo wolnego czasu pojadę oddać krew. Może otrzymam już brązową odznakę honorowego krwiodawcy, ponieważ oddałem już prawie 6 litrów krwi