Linia zielona. Ostatni przystanek, Brides Glen. Para Azjatów przyniosła mi torbę pełną ubrań prosto ze sklepu jeszcze z rachunkiem. Powiedzieli, że ktoś to zostawił w tramwaju…tylko dlaczego wyszli z tą torbą i wrócili za 2 minuty dopiero. Nie mnie oceniać 😉.
Ruszyłem w drogę powrotną. Któryś z kanarów przez radio zapytał się czy ktoś nie znalazł torby z zakupami. Domyśliłem się, że chodzi o tę „moją”. Powiedziałem, że mam ją ze sobą . On przyjął wiadomość, powiedział, że pasażerka będzie czkała na przystanku Leopardstown i odbierze swoją zgubę a oni jadą dalej w trasę.
Dojechałem do tego przystanku, kilka osób stało na platformie ale nikt do mnie nie podszedł. Za kuriera też nie będę robił, bo nie mam na to czasu i nie będę chodził po przystanku i pytał się każdego z osobna czy to nie jego zakupy. Ruszyłem.
Dojechałem do Sandyford , tam zmieniał mnie kolega a ja szedłem na swoją przerwę. Wziąłem torbę ze sobą, żeby wrzucić do schowka na rzeczy znalezione. Zajrzałem do środka a tam były ubrania i zdjęcie tej pani i jej dwóch synów. Zorientowałem się, że faktycznie stała taka sierotka na przystanku w białym hidżabie i rozglądała się ale niestety nie wpadła na pomysł, żeby podejść do motorniczego. No trudno, będzie musiała się przejechać na Sandyford odebrać swoją torbę.