Kilka dni temu jeden z kolegów zgłosił, że w jego tramwaju znajduje się torba na kije golfowe (jeśli go dobrze zrozumiałem) a z środka wydobywa się dym, dużo dymu. Głos miał lekko drżący i przestraszony. Zareagował…szybko. Wystawił to na przystanek i odjechał. I tu rodzi się pytanie: A co gdyby to była bomba lub inne urządzenie wybucho zapłonowe lub tym podobne? Sam się na tym łapię, że zaglądam do zostawionych plecaków, toreb czy walizek beż żadnego stresu. A czasy teraz nie pewne, Irlandia raczej mało udziela się na scenie politycznej, wojskowej i antyterrorystycznej ale jest tu wiele firm z USA i reszty Europy, które mogły by stać się potencjalnym celem szmatogłowych lub innych wyznawców makaronu czy czegoś tam innego. Raz tylko pamiętam, gdy każdy pakunek, torba czy nawet psia kupa były podejrzane. Tak, psia kupa mogła być poważnym zagrożeniem dla „jej wysokości”. A było to podczas wizyty „ye Royal Majesty”, kiedy to Królowa Matka odwiedzała „swoje ziemie” rządzone przez rebeliantów, którzy nie chcą się poddać i tylko siłą został wyrwany im kawałek lądu na północy, gdzie ciągle wrogość i nienawiść jest na ulicach. Wtedy to należało zgłaszać wszelkie podejrzane pakunki. Jeden taki znaleziono na Blackhorse a dzięki temu, że motorniczy to zauważył, został pracownikiem miesiąca. Elżbieta widziała Irlandię bardzo smutną. Chyba od samego początku jak wysiadła z samolotu, nie widziała nic innego poza policjantami i siatkami-płotami wysokimi na 2 metry zasłoniętymi czarną folią oddzielającymi ją od reszty ludzi. Ruch na autostradzie był zamykany na czas przejazdu, centrum też było wyłączane z ruchu, no i oczywiście tramwaje też stały. Chyba to już wspominałem tuż po wizycie ale coś tak mi się na wspomnienia wzięło przy temacie. A wracając do rzeczy. Sam nie wiem jak bym się zachował w takiej sytuacji z dymiącym urządzeniem. Pewnie bym wyrzucił daleko i spieprzał odjechał jak najszybciej.