Oj już miałem wczoraj duże zmęczenie, bardzo duże. Nie chciało mi się nawet z domu wyjść, bo deszcz padał prawie w bok. Na przystanku zagadał mnie jakiś dziadek i autobus mi się nie zatrzymał ale na szczęście za chwilę jechał następny. Na szczęście były niezły manager Zuri, ten z Malezji który bardzo luźno podchodzi do życia. Było jeszcze dwóch żółtych którzy ciągle coś piepr…li po swojemu i ani dziękuje ani przepraszam ani pocałuj mnie w dupę. No i pół nocy zleciało. A na koniec dostaliśmy informację, że nasz bus się spóźni więc mieliśmy 30 minut nadgodzin 😉