Kolejna noc w pracy za mną. Znów o 4:13 wsiadły panie „kanarzyce” i czochrały niepokornych jeżdżących bez biletu. Przyszedł pan kupić bilet do mnie. A mogę ulgowy, a może jakiś mam sam nie wiem…i tak dalej marudził. Stałem na przystanku i czekałem czego w końcu sobie zażyczy. W końcu wysypał mi pieniądze na rękę i mówi, że mu 2 grosze braknie. Okazałem się niebywałym chamem i mu nie sprzedałem biletu. Nie raz już dokładałem 10gr, 20gr jak komuś brakło. Ale taki człowiek przychodził i mówił uczciwie a ten od samego początku kombinował. W końcu wyciągnął banknot 50zł. Spojrzałem na niego surowym wzrokiem i oddałem papierek grzecznie informując, że nie mam wydać.
Tuż przed zajezdnią zatrzymałem się na przystanku i przetwornica zgasła. Trudno ocenić jak się jeździ pojedynczym wagonem czy to awaria wozu czy wyłączyli napięcie. Zaraz zadzwoniłem do dyspozytora ale w trakcie rozmowy wszystko wróciło do normy i mogłem spokojnie zjechać.