Rano przyszedłem, podpisałem listę, a że wozy załączyli wcześniej mechanicy z powodu mrozu to się w ogóle nie spieszyłem. Pogadałem ze znajomymi, kolegami i koleżankami z pracy o tym i owym. W końcu 7 minut przed wyjazdem udałem sie na wóz. Rozpakowałem swoje manatki, siadłem, zalogowałem sie kluczem „Dallas” ale pojawił sie mały problem. Nie było możliwości sprzedaży biletów, ponieważ drukarka coś nie załapała. Poleciałem szybko do mistrza, powiedziałem o co chodzi. Stwierdził, że wypadałoby zostawić ten wóz i wziąć inny ale już nie było na to czasu. Powiedziałem mu, że zjadę z najbliższej pętli, przecież jakoś sobie ludzie poradzą bez biletu z mojej winy a z resztą większość jeździ na miesięcznych. I tak też uczyniłem Dostałem wóz nowy, ruszyłem z zajezdni pełna parą, bo już lekko na opóźnieniu byłem. Coś na sieci zaiskrzyło. Ruszyłem z kopyta, dojechałem do przystanku zaczynam hamowanie a tu jak nagle nie pierdut $%^#^#& coś strzeliło, coś huknęło i wszystko zgasło. Nawet hamowania nie było podstawowego tylko awaryjne i to ledwo się zatrzymałem na przystanku. Wyłączyłem przetwornicę, załączyłem ja z powrotem i wszystko działało. Ruszyłem, przyszła do mnie kobitka i prosi, żebym trochę przyspieszył, bo sie na pociąg spóźni. Ja tu myślę czy dojedziemy w ogóle gdziekolwiek a ona mówi, żeby szybciej jechał. Zaryzykowałem i pojechaliśmy dalej. Znów coś na sieci strzeliło, nacisnąłem hamulec i znów powtórka z rozrywki. Hamowanie, dzwonki, ciemno. Znów rozłączyłem, załączyłem i dalej było OK. Do trzech razy sztuka pomyślałem i znów pojechaliśmy dalej. Późniejsza trasa była już prawie bez zarzutu. Woltomierz trochę skakał z 20V na 40V co też nie było dobrą oznaką i dlatego postanowiłem znów zjechać bez ludzi na zajezdnię. Zjechałem, dostałem poprzedni wóz, gdyż dzielne zuchy naprawiły usterkę i dalej cały dzień minął już bez zarzutu.