Od rana był spokój i cisza. Ale tak to bywa jak już człowiek jedzie do zmiany to zawszę coś się wydarzy. Jechałem sobie spokojnie a tu z naprzeciwka jedzie Dyzio i mruga światłami i kierunkowskazem no i macha ręką przez okno, żebym się zatrzymał.
– Młody tam na Lenina (obecnie Jana Pawła – ale wiele ludzi jeszcze używa bardzo starej nazwy) stoi piątka. Jak podjedziesz to idź do niego i powiedz żeby poruszał nawrotnikiem bo pewnie nie ma jazdy. Wczoraj miałem ten wóz.
Jak powiedział tak zrobiłem. Podjechałem i byłem już drugi w kolejce. Otworzyłem oba wagony bo bardzo gorąco na dworze. Co niektórzy sprytniejsi od razu wyszli i biegiem na autobus polecieli.
Dwóch motorowych już rozmyślało co by tu wykombinować żeby wóz ruszył, bo to szczyt południowy i duuuużo ludzi jedzie do pracy min. nasi mechanicy. Przełączaliśmy raz to na pierwszy raz na drugi wóz ale brak było jakiejkolwiek reakcji. Nagle nie wiadomo jak wóz ruszył (po kolejnej próbie wyrwania już prawie nawrotnika). Opóźnienie było dość znaczne bo pierwszy wóz miał ponad 20 minut i w dodatku zjeżdżał do zajezdni awaryjnie. Szybko to nadrobiliśmy. Na pętlę wjechaliśmy właściwie we dwóch. Poprzedzający mnie szybko objechał pętle nie zabierał ludzi, żeby wskoczyć na swój czas. Ja też podjechałem, otworzyłem drzwi, 5 sekund dzwonek wszyscy przyspieszyli wsiadanie, zamknąłem drzwi no i odjazd. Do zmiany przyjechałem właściwie punktualnie, bo co to za opóźnienie 1 minuta