Dzień bez dzwonka nie mylić z dniem bez „dzwona” bo to zupełnie co innego. No więc do rzeczy. W zeszłym tygodniu odwiedzałem rodzinne miasto Częstochowę. Ci co śledzą losy tramwajowego na facebooku wiedzą a Ci co nie zaraz się dowiedzą. Ósmego marca roku bieżącego tramwaje częstochowskie miały 55-lecie istnienia. Przez przypadek byłem w okolicy i zajrzałem na zajezdnię. Spotkałem kilka znajomych twarzy i o dziwo wszyscy mnie rozpoznali, nawet Ci emerytowani motorniczowie. Zdjęcia z imprezki do obejrzenia w galerii po lewej. Odbyło się uroczyste ochrzczenie tramwaju. Został mianowany nazwą „Medalik”. Wzorowo pasuje do Częstochowy ;). Podczas podróżowania po świętym mieście miałem okazję zajrzeć do kabiny pewnego pozytywnie zakręconego ekscentryka. Całą trasę przejechał bez dzwonka. Na nikogo nie dzwonił, na pieszych, na pojazdy na odjazd z przystanku na wjazd na peron. Nic, nul, zero,cisza jak makiem zasiał. I powiem szczerze, że mnie to zainteresowało, że jednak się da. I przetestowałem to na Dublińskich torach.
No i zadziałało. Dwa dni udało mi się jeździć bez dzwonka, bez ding ding itd. Udało się przejechać przez O’Connell street bez ofiar aczkolwiek ludzie byli lekko zdziwieni. No i ja też jeździłem bardziej ostrożnie, bo wiedziałem jak się może skończyć jazda bez ostrzeżenia. Tramwaj bez dzwonka jest zabójczy :D, skrada się tajemniczo, po cichutku, na paluszkach i znienacka pojawia się za plecami, z boku lub czasem nawet od przodu i szok. Ciężko było odzwyczaić rękę od przycisku dzwonka. Pracowałem na pierwszą zmianę w niedziele, więc ruchu wielkiego nie było ale wtorek w godzinach porannego szczytu już musiałem zrezygnować z gnębienia ludzi i zacząłem troszeczkę dzwonić.
Sądzę, że takie nie dzwonienie zmusza ludzi do większej uwagi na drodze. Zastanawiam się, czy w kodeksie ruchu drogowego jest przepis, że tramwaj musi dzwonić. Jeśli nie 😉 to zróbmy sobie raz w roku dzień bez dzwonka :D.
Motorniczowie wszystkich krajów, łączcie się