Już kiedyś wspominałem o hamowaniu awaryjnym, jak bolesne może to być i jakie mamy procedury. Wczoraj jeden z tramwajów się popsuł. Co dokładnie, nie ważne. Po resecie ruszył, wszystko było w porządku. Dwie minuty później kolega przez radio poinformował, że tramwaj sam się zatrzymał używając wszystkich hamulców i piachu. Przy prędkości 70km/h jest to mało dotkliwe ale przy 20km/h można nieźle się poturbować. No i stało się.Jakiś 12 letni dzieciak przewrócił, zaczął płakać i powiedział, że bardzo go bolą nogi i ledwo może nimi ruszać. Dyspozytor poprosił kierowcę, żeby pomógł chłopakowi i jemu koledze wysiąść i zostawić na przystanku. Ambulans został poinformowany ale nie było żadnego ETA (estimated time of arrival) bo podobno byli ekstremalnie zajęci. Tramwaj zjechał do zajezdni, na miejsce zostali wysłanie panowie z ochrony i ponawiali prośbę o ambulans. Po 1,5h przyjechali i na noszach zabrali do szpitala. Rodzice tego chłopaka będę wieszali psy pewnie na nas mimo, że to nie nasza wina, że tak długo trzeba czekać na pomoc medyczną.
Miejmy nadzieję że chłopakowi nic się nie stało- i to tylko kontuzja.