Tuż po godzinie 20:00 jeden z motorniczych przez radio powiedział „Emergency,Emergency” zawsze oznacza to kolizję, wypadek lub inne zdarzenie które ma najwyższy priorytet w komunikacji. Był bardzo spokojny. Powiedział, że chyba ktoś mu „wszedł w bok” a jechał z prędkością „liniową” czyli 70km/h. Mówił, że usłyszał bang i po chwili zaczął hamować. Zatrzymał się 200 metrów dalej. Nie użył hamulca awaryjnego pewnie w trosce o pasażerów w środku. W końcu jak już cos się stało, w coś uderzył ale nie centralnie od przodu to gorzej być nie może. Wysiadł z kabiny i powiedział, że na środku jezdni zbiera się grupa ludzi i pewnie tam leży ofiara. „Wyskoczył z butów” a jak wiadomo z filmu „Drogówka”, jeśli potrącony gubi buty to chyba już po nim.
Na domiar tego, Dublin Bus rozpoczął strajk o 21:00 i ludzie nie mieli jak dostać się do domu. Firma zorganizowała dwa autobusy, które kursowały między Blackhorse a Belgard. Tramwaje kursowały od Blackhorse do The Point i z Belgard do Tallaght/Sagart. Ja właśnie jechałem na swoja przerwę na Red Cow i nie dojechałem. Dyspozytor poprosił czy mógłbym jeszcze jeden kurs zrobić do miasta i z powrotem. Zgodziłem się, bo do końca służby zostało i tak ponad 3h więc co innego bym robił ;).
Tuż po 23:00 wszystko ruszyło. Pozostali motorniczowie, którzy byli dostępni zostali rozesłani na wozy. Ja też dostałem polecenie jechać w kierunku centrum. po kilku przystankach spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że nie zdążę na ostatni tramwaj, którym to miałem jechać już do domu jako pasażer, bo jechałem za tym własnie tramwajem. Przez radio powiedziałem, że nastąpiła pomyłka, że to nie mój rozkład/brygada i nie będę jak miał wrócić do domu. Na upartego mogłem zawrócić na trasie ale szkoda mi było pasażerów których wiozłem. Ja jakoś sobie poradzę, pomyślałem i dojechałem do końca. Za ostatnim zadzwoniłem do dyspozytora i zapytałem się czy nie będą wysyłać może jakiegoś testowego po naprawie tramwaju na rundkę a jeśli nie to czy jest jakiś kolega, który jedzie w moim kierunku. Obiecali, że się tym zajmą. I tak się stało. Po przyjeździe na zajezdnię czekał na mnie team leader (kierownik) który wcześniej zajmował się wypadkiem zawiózł mnie do domu.
Co do potrąconego to niestety na chwile obecną nie mam żadnych informacji. W prasie cisza, nikt nic nie wie. Trzeźwy pewnie nie był, przechodził przez trzy pasy drogi, płot z żywopłotu i dopiero tory. Kierował się do najbliższego klubu nocnego no i nie dotarł.
Zdarzenie miało miejsce na Nass Road tuz na przeciwko Hotel RedCow.