Jakiś czas temu spotkałem się z Piotrem na przystanku St.Stephens Green, pierwszy raz było na Pan ale za drugim razem przeszliśmy już na Ty, jak to bywa na wyspach. Tutaj każdy z każdym jest na Ty. Jakoś tak mi wygodniej jak dzieci mówią do mnie Ty a nie Pan (nie zawsze ale w większości wypadków).Ale nie o tym. Piotr zmierzał ze swoim synkiem do domu. Akurat mój tramwaj jechał w tym samym kierunku ale on nie wsiadał. Zastanowiło mnie to troszeczkę, wysiadłem, zamieniliśmy kilka słów i zostałem poinformowany, że nie jadą, bo nie ma miejsc siedzących. W pierwszej chwili trochę mnie to zdziwiło ale już po kilku minutach zastanawiania się i przypominania faktów doszedłem do wniosku, że to jest normalna praktyka na linii zielonej. Tam naprawdę wiele ludzi nie jedzie, bo brak już siedzeń, pomimo, że podróż trwa maksymalnie 38 minut. Niektórzy potrafią się nawet przesiadać na Sandyford tylko po to, żeby wygodnie na siedząco pokonać resztę trasy czyli maksymalnie 20 minuty. Fakt, był jeszcze drugi powód niejechania „moim” tramwajem. Synek Piotra jest małym tramspoterem, posiada plastikowy model tramwaju, którym chyba tata bawi się bardziej ;). Bez urazy Panie Kolego Emigrancie ale ja zawsze korzystam jak wóz podjedzie. A co będzie jak się następny popsuje, jak Marsjanie zaatakują lub tory się zapadną? Ja wolę być już w drodze do domku ;).