Rano byłem zły, zdenerwowany, smutny i załamany. Jednym słowem podły nastrój. Wziąłem dokumenty od dyspozytora, przydział wody 1,5L, telefon służbowy, tablice i na wóz.
Oj jak mi się nie chciało. Przejechałem już kilka przystanków, zapowiedzi głosowe działają całkiem nieźle, a tu nagle niespodzianka.
– Następny przystanek dworzec PKS. UWAGA na kieszonkowców – to ostatnie zdanie płynące z głośnika rozbawiło mnie aż do łez szczególnie o piątej rano, gdzie w tramwaju jedzie około 10 osób. No ja rozumiem, że w późniejszych godzinach może się to przydać ale nie za długo, bo się wszystkim osłucha i nikt nie będzie zwracał uwagi na to. Dzień zaczynał się już ciekawiej 😉
Po zrobieni kilku kursów brakło mi troszkę biletów. Wjechałem na pętle i udałem się na punk w celu zakupienia kilku sztuk. To, że pani nie chciała mi sprzedać tylu ile chciałem, bo miała za mało biletów to jest pikuś. Ale ta kobieta załamała mnie całkowicie jak zobaczyła 65zł w monetach. Przyniosłem pieniądze z biletów w różnych nominałach od 5gr do 5zł. Nie było tak źle. Liczyła to 4 razy i każdorazowo wychodził jej inny wynik. Prawie się rozpłakałem, żeby kobieta po czterdziestce nie umiała policzyć kilkunastu monet?! Ludzie kto tam pracuje – pomyślałem.
Nigdy więcej już tam nie zajrzę.
Około południa zaczęli kursować cyganki z harmonią. Non stop jeździły i grały. Mnie zdenerwowało to okropnie. Grzecznie chciałem je wyprosić ale nie reagowały. Jedynym pocieszeniem było to, że zaczęły grać ciszej. Zmiana dobiegła końca. Dzień był zwariowany. Być może nie potrafię tego oddać pisząc ale miałem dziś jeden z najgorszych dni od czasu rozpoczęcia pracy