Wstałem rano nawet nie wiem sam jak. Niby budzik dzwonił ale nic nie słyszałem. Na szczęście mój wewnętrzny budzik obudził mnie pięć minut później o 4.05.
Było już jasno, ciepło bo aż 14 stopni Celsjusza. Zapowiadała się piękna pogoda. Wozik naszykowany. Ruszyłem w trasę. Jeździło sie bardzo fajnie. Gdy ruszyłem z pętli zauważyłem, że nic za mna nie stoi. Jechałem dalej z dziwnymi podejrzeniami. Jechałem tak dalej i dopiero po kilku przystankach zobaczyłem pierwszy tramwaj. Za połową trasy okazało sie jaka była tego przyczyna. Fiacik chciał zdążyć przed jednym z naszych koników. Ale mu sie nie udało. Troszkę stłuczony (zdjęcia w galerii).
Na jednym z przystanków po zamknięciu drzwi nie zaświeciła sie kontrolka z drugiego wozu. Otworzyłem, zamknąłem i wszystko było w porządku. Ale to zaczęło sie powtarzać przez następne przystanki. Na najbliższym przystanku zamknołem już drzwi, wysiadłem z kabiny, podszedłem do drugiego wozu i sie okazało, że dwóch łebków siedziało sobie na schodach i trzymali drzwi.
-Wypad gówniarze, nie trzymać tych drzwi, bo zadzwonię po policje – grzecznie krzyknąłem
-Ale to nie my (głupie uśmiechy) – odpowiedzieli
Gdzieś tam z tłumu pasażerów odezwała sie jakaś kobieta – Panie jedź pan, bo mi sie do pracy spieszy!
– Trzeba było wcześniej wyjść z domu – grzecznie ripostowałem
Dziwiłem się ludziom, że pozwalają tym głupkom na takie wygłupy, znaczy się, że nikomu oprócz tej pani się nigdzie nie spieszyło. Na szczęście dalej wszystko było już OK. Wysiedli trzy przystanki dalej, coś tam mruczeli pod nosem, jakieś dziwne gesty 😉
Jestem już chyba dość uodporniony na to 😛
Później szybko do zmiany i do domku.
Jutro powtórka z rozrywki.