Jeszcze tydzień i będziemy się pakować.Lecimy na stare śmieci 😉 Rano zajechałem na Connolly a w windzie spały dwa osobniki irlandzkie, kobieta i mężczyzna. Przepędził ich CSO z czarnego lądu, ten co bilety sprawdza 😉 i dodatku zwyzywał ich, że się ośmieszają w swoim kraju i są dziadami/lumpami w dodatku pieprzonymi ;). Laska się chciała poskarżyć do mnie, bo stałem obok i się przyglądałem ale odpowiedziałem : -NO ENGLISH – i pokazałem palcem na siebie. Jej wzrok nie do opisania.
A przypomniała mi się historia z Częstochowy. Któregoś listopadowego wieczoru zaprosiłem małżonkę do kabiny na rundkę. Przyszła z obiadkiem. No i ruszyliśmy z przystanku Bór w kierunku Rondo Mickiewicza. Jak to bywa pod koniec roku strasznie ślisko. Lekkie wzniesienie, prędkość maksymalną jaką wtedy uzyskałem było około 10km/h. I tak naciskałem na jazdę, puszczałem,tramwaj prawię się zatrzymywał, naciskałem czuwak, żeby go „zakotwiczyć” na torach i znów jazda i tak w kółko. W lusterko patrzę, ludzie się niecierpliwią. Odkręciłem termos, nalałem sobie kawy do kubka (cały czas jadąc, znaczy próbując jechać ). A małżonka do mnie: – Co ty kurwa robisz, jedź normalnie.
Wytłumaczyłem jej co i jak i stwierdziła, że to praca nie dla niej.
Ale to taka dygresja 😉 wspominam czasy kiedy to mogłem w kabinie wozić pasażera, słuchać radia, rozmawiać przez telefon, wywalić lumpa z wozu na pętli.
A wracając do wczorajszego opisu to czasem się ślizgam na torach Dublińskich ale jest to w 95% poślizg kontrolowany. Po prostu lubię czasem usłyszeć ciszę pod kołami.