Cały dzień objeździłem spokojnie i gdyby nie ostatnia godzina pracy to by nie było o czym napisać. NO i tak w okolicach godziny 14 były zmiany. Ja jeździłem dłużej ponieważ zjeżdzałem do zajezdni zamiast przekazać wóz zmiennikowi (tzw. szczyt). No i na moje nieszczęście przede mną na tramwaj wsiadł motorniczy Ryś-Ryszard ;). Chłop wielki na 2 metry, dłoń jego to tak jak 3 moje :P, butelka 1,5L w jego dłoni wygląda jak u każdego innego człowieka butelka 0,2L, do pracy bierze zawsze 2L soku i co najmniej 6 bułek do jedzenia. Jednym słowem facet byk. No to tyle straszenia. Ogólnie gość jest niesamowicie powolny.
I tak jechaliśmy przez miasto. On odjeżdżał z przystanku a za 5 sekund ja podjeżdżałem mimo, że tramwaj co 7 minut planowo miał być. No i na tym właśnie polega fenomen misia Rysia. Jeździ powoli. Ale jak już sie rozpędzi to czasem nawet na czerwonym (pozioma kreska) nie staje. Miałem lekkie nerwy na niego no i w końcu chłopak mi uciekł.
No a wędkarze też mnie trochę zdenerwowali dziś na koniec dnia. Wracali pewnie z nie udanych połowów i byli w stanie wskazującym na spożycie. Jeden było troszke trzeźwiejszy podbiegł do pierwszych drzwi i prosi żebym poczekał. Gdyby byli trzeźwi to bez słowa bym zaczekał. A tak tylko powiedziałem, że to nie taxi. Ale cóż, jeden wsiadł i trzymał drzwi więc i reszta weszła. Jakoś przeżyje. Ruszyłem, patrze w lusterko a tu jeden z nich wyciąga piwko i nagle słychać sssssssyk. O już otwarte pomyślałem. Jeszcze raz spojrzałem w lusterko, właśnie wychylał pierwszy łyk….a ty nagle gwałtowne hamowanie (oczywiście wszystko przemyślałem :P) no i się chłop trochę oblał. Na przystanku otworzyłem drzwi, wyszedłem z kabiny i głośno, żeby każdy słyszał nawet Ci na samym końcu, stanowczo powiedziałem
– W pojeździe chyba jest zabronione spożywanie alkoholu panowie. Więc w związku z tym proszę opuścić tramwaj – skąd we mnie nagle tyle energii i brak strachu. W końcu to było czterech dość takich sobie chłopów. No cóż, nie zareagowali. Jeden zaraz mi pokazał jakiś wymięty, skasowany kilka razy bilet i przeprosił bardzo. Piwko oczywiście schowali do jakiejś torby.
A co tam – pomyślałem i pojechaliśmy dalej. Nikt z pozostałych pasażerów nie miał żadnych pretensji, nikt do mnie nie przyszedł na skargę, że „ci tam” jakoś źle się zachowują. Wysiedli, pożyczyli miłego dnia a ja odjechałem na pętlę. Spakowałem się i zjechałem na zajezdnię. Niedziela prawie wolna. Ale prawie robi wielką różnicę, bo niestety idę na noc.