Listonosz przyniósł kolejny list z pogróżkami od szefa. Tym razem zagroził, że nasze pensje będą obcięte o co najmniej 10% jeśli strajk będzie nadal trwał. W przeciągu dwóch dni każdy z osobna ma odpisać dlaczego właśnie jego pensja miała by być nie obcięta. Niby ma racje. Ale powiedzmy, że ja mam już dość strajku. Chciałbym wysłać mu wiadomość, że przyjmuję cokolwiek jest w ofercie. Jeśli to zrobię to zostanę wyrzucony ze związków. Niby nie jest to wielka tragedia, da się z tym żyć ale…warunkiem zatrudnienia w firmie jest zapisanie się do związków. I tu koło się zamyka.
Wydaje mi się, że jesteśmy już bliżej niż dalej. Z naszych żądań nie zostało już nic. W oświadczeniu wydanym przez naszych przedstawicieli czytamy, że: zaległe urlopy będą przydzielane jak się firmie podoba, przerwy rezerwowych będą mogły być przesuwane wedle zapotrzebowania nawet na koniec zmiany, oferujemy pełną dyspozycyjność w związku z otwarciem w przyszły roku nowej linii a co za tym idzie testowanie poza godzinami normalnej pracy. Jedynie co teraz byśmy chcieli to 5% podwyżki, nic więcej. Niestety, szanowny ON się nie zgadza.
Współczuję. Trzymaj się!