Niedziela rano cisza i spokój. Pierwszy tramwaj do The Point, kierowca poszedł za potrzebą i niestety zatrzasnął się w toalecie. Kopał w drzwi bez rezultatu co było słychać w radiu, gdyż był trochę zirytowany. Przyjechał następny tram z odsieczą i uwolnił kolegę.
Przez cały dzień zamknięty był przystanek Smithfield. A to z powodu handlu końmi. Tak, tak. Koński market powrócił, po odnowieniu skwerku i zapowiedziach urzędu miasta, że już nigdy żadnego konia tam nie będzie pomimo tego, że targ ten był tradycją od chyba 100 lat. Oczywiście znaleźli się śmiałkowie którzy chcieli wsiąść do tramwaju lub już nawet byli w środku z koniem rasy „niskiej” 😉
Zawitało słoneczko do Dublina w ten weekend i na ulicę wyleźli turyści. Jak ja ich nie lubię czasem mam dość. Stoją na środku ulicy i machają ręką, żeby się zatrzymać jak na Dublin Bus na zawołanie. I w dodatku mylą przystanek ze znakiem informacyjnym, że tramwaj na drodze
a przystanek wygląda tak:
lub tak:
Nie dziwię się tym pomyłkom, emblemat na znaku bardzo podobny do znaku przystankowego.