W czwartek miał miejsce śmiertelny wypadek na odcinku pomiędzy Cookstown a Hospital. Niestety starsza pani po 70 weszła wprost pod nadjeżdżający z naprzeciwka tramwaj. Kiedy wóz z prawej przejechał , nie rozejrzała się i wtedy doszło do uderzenia.
Nie miała żadnych szans na przeżycie przy zderzeniu z pojazdem o masie ponad 40 ton pędzącym z prędkością 70km/h.
Pamiętam jak instruktor nauki jazdy w Katowicach, który mnie szkolił ( pan Piotr Michalski którego pozdrawiam) zawsze powtarzał : „Śmierć za wozem” , zawsze spodziewaj się, że ktoś wyjdzie zza tramwaju który cię mija.
Najgorsze jest to, że prowadzący tramwaj jeszcze nie jest nawet motorniczym w pełnym znaczeniu. Właśnie rozpoczął kurs i to był jego pierwszy tydzień jazdy z patronem. Zaledwie kilka dni w kabinie. Być może, że doświadczenie prowadzącego uratowało by życie kobiecie ale to tylko domysły. Dodam, że w nocy sam przejeżdżam to miejsce z duszą na ramieniu, bo jest w ogóle nie oświetlone. Dużo dzwonków i długie światła. Jedynie tyle można zrobić, żeby kogoś ustrzec.
Ciekawe czy po takim zdarzeniu będzie jeszcze miał siłę i ochotę wrócić do pracy.
Mamy tragedie co najmniej trzech rodzin. Ofiary i dwóch pracowników, którzy prowadzili tramwaj. Piętno śmierci do końca życia pozostawi ślad na ich psychice.